Księgi Południa Glena Cooka to druga część nowego, zbiorczego wydania entuzjastycznie przyjętego cyklu o losach Czarnej Kompanii, która wbrew obiegowym opiniom o kiepskim poziomie wszelkich kontynuacji, w niczym nie ustępuje pierwszemu tomowi.
W zasadzie mogłabym w tym miejscu przeprowadzić wyliczankę zalet, o których wspominałam przy okazji recenzji "Kronik Czarnej Kompanii" (jak brawurowe pościgi, pojedynki, batalie, oblężenia, wartka narracja, humor, cynizm itd...), jednak na szczęście Cook przygotował kilka nowości.
Pierwsze, co rzuca się w oczy to kwestia narracji. Już w ostatniej części "Kronik..." mieliśmy małą próbkę zmian narratora – większość historii to kronika spisywana przez Konowała, część przedstawiał nam narrator wszechwiedzący, kilka fragmentów poznaliśmy dzięki opowieści zawartej w listach do Konowała. W Księgach Południa sprawa wygląda już zgoła inaczej.
Pierwszą część opowieści - "Srebrny Grot" - stanowi kronika spisywana przez Skrzynkę, młodego żołnierza, zaprzyjaźnionego z Krukiem. Opisuje on losy części Kompanii, która stara się odnaleźć tytułowy Srebrny Grot, artefakt, w którym zaklęty został duch pokonanego Dominatora. Ich losy splatają się dość szybko z grupą młodych, żądnych bogactwa chłopaków.
Druga część - "Gry cienia” to opowieść znanego nam doskonale Konowała – podróżuje on z Panią, Goblinem, Jednookim i Murgenem. Czeka ich daleka, pełna przygód i bitew droga, albowiem Konował ma nadzieję odnaleźć stare Kroniki Kompanii. Nie wszystkim jednak uda się dobrnąć do celu.
Wreszcie część ostatnia "Sny o stali" to kronika spisywana przez samą Panią. Utraciła ona co prawda swe przerażające moce, ale pozostała prawdziwą babą "z jajami". Tę część czyta się naprawdę z zapartym tchem, a sama postać Pani wybiła się na moją ulubioną.
Zdaję sobie sprawę, że zabieg ze zmianą narratora nie każdemu przypadnie do gustu (w końcu zaczynamy się przywiązywać do Konowała, może nawet trochę się z nim identyfikować i nagle następuje całkowita zmiana) mi jednak szalenie się to spodobało. Mam nawet wrażenie, że poszczególni narratorzy zostawili w powieści jakiś swój charakterystyczny styl, co bardzo cenię.
Kwestia samych bohaterów wygląda podobnie, jak w części pierwszej. Cały czas podróżujemy z bohaterem zbiorowym, który nieco się jednak zmienia. Pojawiają się całkowicie nowe postacie, część niestety tracimy, zdarzają się i tacy, którzy wrócą z zaświatów, kilku przechodzi ciekawe metamorfozy. Szczególnie interesujące zmiany zachodzą w Kruku, wcześniej zimnym jak stal, tajemniczym i śmiertelnie groźnym, obecnie jakby zakochanym, słabszym. Podobnie wygląda sprawa z Panią – okazuje się bowiem postacią dość złożoną. Z jednej strony okrutną i bezwzględną, później kruchą i kobiecą, następnie znów morderczą. Z postaci drugoplanowych, które utkwiły w mej pamięci, trzeba wspomnieć o Żabim Pysku – uroczym chochliku, który posiada wielkie moce a jego rola w całej historii jest dość niejednoznaczna i zaskakująca. Nadal bawił mnie do łez duet Goblin – Jednooki. Ich magiczne pojedynki, kłótnie i wojny, a w rzeczywistości głęboka przyjaźń wywołały niejeden wybuch śmiechu.
Księgi Południa mają wiele zalet, o których wspomniałam już przy okazji recenzji pierwszego tomu. Nadal jest to cyniczna, okrutna historia o wojnie, tym razem pojawiają się jednak pewne wątki miłosne, których się spodziewałam i nieco obawiałam. Autor poradził sobie jednak świetnie. Rozterki uczuciowe i romanse są przedstawione bardzo subtelnie i zdecydowanie uciekają na dalszy plan powieści. Dzięki temu nie męczą, a ubarwiają narrację. Fakt, iż w ostatniej części narrację przejęła kobieta też okazał się zaskakujący i bardzo ucieszył jakąś moją feministyczną cząstkę. W "Kronikach..." kobiet było dość mało – czytaliśmy o losach Pupilki i Pani, ale ich kreacje ginęły gdzieś za mężczyznami. W Księgach Południa są już bardzo widoczne i to one często sterują wydarzeniami.
Stosunkową nowością jest wątek religijny, raczej nie poruszany w pierwszej części oraz nieco więcej polityki. Zaznaczam jednak, że u Cooka wolę czytać o bitwach i walce niż o intrygach czy właśnie polityce. Mam wrażenie, jakby te aspekty były nieco słabsze.
Księgi Południa okazały się godną kontynuacją świetnie rozpoczętego dzieła. Cook nadal tworzy postacie z krwi i kości, które czasem zaskakują nas wyborami i decyzjami. Tak, jak pisałam wcześniej – nie ma tu miejsca na biel i czerń, dobrych i złych. Świat Cooka, to świat szarości, niejednoznaczności i brutalności. Wydaje mi się nawet, iż język Cooka w tym tomie stał się bardziej dosadny i ostry. Część scen czy dialogów nie nadaje się w związku z tym dla dzieci.
Pomimo oszałamiającej liczny stron przeczytałam ten tom jednym tchem i jestem z lektury szalenie zadowolona. Na pewno usatysfakcjonuje ona fanów pierwszej części, uważam bowiem, że bez znajomości "Kronik..." nie ma co brać się za kolejne tomy. Tak więc kto jeszcze nie czytał, niech prędko nadrabia! Warto!
Recenzja standardowo ukazała się na portalu Fantasta.
UWAGA! Na Fantaście do wygrania 3 egzemplarze powieści "Infekcja" S. Siglera. Odwiedzajcie regularnie dział Konkursy. Jest ich coraz więcej!
W zasadzie mogłabym w tym miejscu przeprowadzić wyliczankę zalet, o których wspominałam przy okazji recenzji "Kronik Czarnej Kompanii" (jak brawurowe pościgi, pojedynki, batalie, oblężenia, wartka narracja, humor, cynizm itd...), jednak na szczęście Cook przygotował kilka nowości.
Pierwsze, co rzuca się w oczy to kwestia narracji. Już w ostatniej części "Kronik..." mieliśmy małą próbkę zmian narratora – większość historii to kronika spisywana przez Konowała, część przedstawiał nam narrator wszechwiedzący, kilka fragmentów poznaliśmy dzięki opowieści zawartej w listach do Konowała. W Księgach Południa sprawa wygląda już zgoła inaczej.
Pierwszą część opowieści - "Srebrny Grot" - stanowi kronika spisywana przez Skrzynkę, młodego żołnierza, zaprzyjaźnionego z Krukiem. Opisuje on losy części Kompanii, która stara się odnaleźć tytułowy Srebrny Grot, artefakt, w którym zaklęty został duch pokonanego Dominatora. Ich losy splatają się dość szybko z grupą młodych, żądnych bogactwa chłopaków.
Druga część - "Gry cienia” to opowieść znanego nam doskonale Konowała – podróżuje on z Panią, Goblinem, Jednookim i Murgenem. Czeka ich daleka, pełna przygód i bitew droga, albowiem Konował ma nadzieję odnaleźć stare Kroniki Kompanii. Nie wszystkim jednak uda się dobrnąć do celu.
Wreszcie część ostatnia "Sny o stali" to kronika spisywana przez samą Panią. Utraciła ona co prawda swe przerażające moce, ale pozostała prawdziwą babą "z jajami". Tę część czyta się naprawdę z zapartym tchem, a sama postać Pani wybiła się na moją ulubioną.
Zdaję sobie sprawę, że zabieg ze zmianą narratora nie każdemu przypadnie do gustu (w końcu zaczynamy się przywiązywać do Konowała, może nawet trochę się z nim identyfikować i nagle następuje całkowita zmiana) mi jednak szalenie się to spodobało. Mam nawet wrażenie, że poszczególni narratorzy zostawili w powieści jakiś swój charakterystyczny styl, co bardzo cenię.
Kwestia samych bohaterów wygląda podobnie, jak w części pierwszej. Cały czas podróżujemy z bohaterem zbiorowym, który nieco się jednak zmienia. Pojawiają się całkowicie nowe postacie, część niestety tracimy, zdarzają się i tacy, którzy wrócą z zaświatów, kilku przechodzi ciekawe metamorfozy. Szczególnie interesujące zmiany zachodzą w Kruku, wcześniej zimnym jak stal, tajemniczym i śmiertelnie groźnym, obecnie jakby zakochanym, słabszym. Podobnie wygląda sprawa z Panią – okazuje się bowiem postacią dość złożoną. Z jednej strony okrutną i bezwzględną, później kruchą i kobiecą, następnie znów morderczą. Z postaci drugoplanowych, które utkwiły w mej pamięci, trzeba wspomnieć o Żabim Pysku – uroczym chochliku, który posiada wielkie moce a jego rola w całej historii jest dość niejednoznaczna i zaskakująca. Nadal bawił mnie do łez duet Goblin – Jednooki. Ich magiczne pojedynki, kłótnie i wojny, a w rzeczywistości głęboka przyjaźń wywołały niejeden wybuch śmiechu.
Księgi Południa mają wiele zalet, o których wspomniałam już przy okazji recenzji pierwszego tomu. Nadal jest to cyniczna, okrutna historia o wojnie, tym razem pojawiają się jednak pewne wątki miłosne, których się spodziewałam i nieco obawiałam. Autor poradził sobie jednak świetnie. Rozterki uczuciowe i romanse są przedstawione bardzo subtelnie i zdecydowanie uciekają na dalszy plan powieści. Dzięki temu nie męczą, a ubarwiają narrację. Fakt, iż w ostatniej części narrację przejęła kobieta też okazał się zaskakujący i bardzo ucieszył jakąś moją feministyczną cząstkę. W "Kronikach..." kobiet było dość mało – czytaliśmy o losach Pupilki i Pani, ale ich kreacje ginęły gdzieś za mężczyznami. W Księgach Południa są już bardzo widoczne i to one często sterują wydarzeniami.
Stosunkową nowością jest wątek religijny, raczej nie poruszany w pierwszej części oraz nieco więcej polityki. Zaznaczam jednak, że u Cooka wolę czytać o bitwach i walce niż o intrygach czy właśnie polityce. Mam wrażenie, jakby te aspekty były nieco słabsze.
Księgi Południa okazały się godną kontynuacją świetnie rozpoczętego dzieła. Cook nadal tworzy postacie z krwi i kości, które czasem zaskakują nas wyborami i decyzjami. Tak, jak pisałam wcześniej – nie ma tu miejsca na biel i czerń, dobrych i złych. Świat Cooka, to świat szarości, niejednoznaczności i brutalności. Wydaje mi się nawet, iż język Cooka w tym tomie stał się bardziej dosadny i ostry. Część scen czy dialogów nie nadaje się w związku z tym dla dzieci.
Pomimo oszałamiającej liczny stron przeczytałam ten tom jednym tchem i jestem z lektury szalenie zadowolona. Na pewno usatysfakcjonuje ona fanów pierwszej części, uważam bowiem, że bez znajomości "Kronik..." nie ma co brać się za kolejne tomy. Tak więc kto jeszcze nie czytał, niech prędko nadrabia! Warto!
Recenzja standardowo ukazała się na portalu Fantasta.
UWAGA! Na Fantaście do wygrania 3 egzemplarze powieści "Infekcja" S. Siglera. Odwiedzajcie regularnie dział Konkursy. Jest ich coraz więcej!
"Skrzynka". Ech. "Za moich czasów" to był Pudełko:). Zmiany imion części głównych bohaterów pozostają dla mnie pomysłem niepojętym.
OdpowiedzUsuńDostaniesz jeszcze jedną narratorkę - kronikarkę. A właściwie, he he, nawet jeszcze dwie oprócz niej:).
A to nie w którymś z tych tomów (w "Snach o stali"?) obowiązki przejmuje na moment Jednooki? Jego fragmenty kronik są dość specyficzne, aczkolwiek świetnie pasują do jego charakteru:).
Jedno, co warto zaznaczyć, to, że kroniki mrocznieją z tomu na tom.
... a wątek religijny staje się pierwszoplanowym. Ale bez obaw, cykl na tym nie traci :)
OdpowiedzUsuńStary Ryba nie był chłopakiem lecz starym weteranem
OdpowiedzUsuń