niedziela, 6 lutego 2011

Szaleństwo aniołów, Kate Griffin

Londyn pulsuje magią, miejskie legendy naprawdę żyją i przepełnione są mocą, a po ulicach spacerują czarnoksiężnicy. Matthew Swift zmartwychwstał i ma do wyrównania rachunki. Oto opowieść o magii i zemście, najprawdziwsze urban fantasy w najlepszym wydaniu. I jeśli automatycznie w myślach przywołujecie Gaimana z Nigdziebądź czy Mieville`a z LonNiedynem, to idziecie dobrym tropem. Kate Griffin nie powinna zawieść nawet najbardziej wybrednych czytelników, jej książka bowiem skrzy się od magii, sączącej się z każdej kolejnej strony.

Urban fantasy to ostatnio bardzo popularny gatunek. Być może dlatego, że sprawia wrażenie, iż nie jest specjalnie wymagający – ot, jakieś fantastyczne wątki rozgrywające się we współczesnym świecie, w środowisku miejskim. Ale Kate Griffin nie poszła na łatwiznę i przedstawiła nam jedną z najbardziej oryginalnych i spójnych wizji świata, w którym magia jest czymś absolutnie naturalnym dla miasta, można czerpać ją ze stacji metra czy kubła na śmieci, każde miejsce ma swoją niepowtarzalną energię, a ci, którzy potrafią to dostrzec, posiadają potężną moc. Takie rozwiązanie bardzo mi się spodobało, wszystko tu jest logiczne i naturalne, choć miejska magia bywa kapryśna, w końcu wypływa z serca potężnej, współczesnej metropolii. Już dla samej tej wizji warto zapoznać się z tą obszerną powieścią. Atutów mamy jednak więcej.

Główny bohater, Matthew Swift to rewelacyjnie zarysowana, dość skomplikowana postać, która interesująco się rozwija. Już sam początek jego historii jest oszałamiający – nie często bowiem zdarza się obudzić po blisko dwóch latach od własnej śmierci i od razu być rzuconym w wir magicznych zdarzeń. Towarzyszyć mu będzie cała plejada niesamowitych postaci – czarowników i wróżek, motocyklistów, którzy przemieszczają się po mieście z zawrotną prędkością, ludzi, którzy tworzą magię za pomocą graffiti na murach, wróżów czy jasnowidzów. I choć drugoplanowych bohaterów mamy całą masę, nie jestem w stanie powiedzieć o nich złego słowa. Są pasjonujący! A kiedy staniemy twarzą w twarz z miejskimi legendami – Królem Żebraków czy Bezdomną, pozostaniemy oczarowani rozmachem wizji i wspaniałej wyobraźni autorki.
Choć powieść to lektura słusznych rozmiarów (bagatela 560 stron!), to jej wielowątkowość oraz szalone tempo akcji sprawiają, że nie sposób się nią zmęczyć czy znudzić. Jeśli akcja chwilowo zwalnia, to tylko po to, by złożyć hołd innemu bohaterowi – Londynowi, niesamowitej metropolii pełnej tajemniczych zakątków, mrocznych zaułków, czy nieznanych uliczek. Opisy, którymi raczy nas autorka są nienachalne i doprawdy urokliwe, wspaniale uzupełniają tę czarującą historię. Galopujący wir zdarzeń dopełniają również retrospekcje, które z czasem rzucają nieco więcej światła na dość skomplikowaną historię życia i śmierci Matthew Swifta. Czeka nas również kilka zaskakujących zwrotów akcji oraz bardzo udane zakończenie. Jednego możecie być pewni – w tej powieści może się zdarzyć wszystko!

Nie byłabym sobą, gdybym nie poświęciła chwili dialogom, w końcu jest to jeden z najważniejszych elementów powieści. Dobre dialogi pchają akcję do przodu, wywołują uśmieszki, skupiają na sobie koncentrację czytelnika. Tutaj sprawdzają się bez zarzutu. W zasadzie nie ma dialogów pretensjonalnych, niepotrzebnych czy nużących, autorka prowadzi je lekko i błyskotliwie.
Recenzja powinna zawierać również informacje na temat słabych stron książki. Z radością oświadczam – ja takich nie znalazłam! No może jedną, malutką: dlaczego trzeba czekać miesiąc na kolejny tom? Bo naprawdę chętnie zabrałabym się za lekturę dalszych przygód Matthew Swifta i szalonych, niebieskich aniołów już teraz.

Szaleństwo aniołów to jedna z najciekawszych nowości wydawniczych ostatnich miesięcy. Porywająca, zabawna i głęboko mądra, a przy tym zapewniająca wspaniałą rozrywkę. Idealnie odzwierciedla nasze czasy – iskierki magii żyją w przewodach telefonicznych, Internecie, pociągach, wszędzie tam, czego dotknęła współczesna cywilizacja. Osobiście uwielbiam to rozwiązanie. Dodatkowym atutem będzie również fakt, iż powieść skierowana jest zarówno do młodszych (byle nie zbyt młodych, autorka nie cacka się ze słownictwem), jak i starszych czytelników, których, mam nadzieję, ta powieść oczaruje tak samo jak mnie. Pod koniec lektury przypomni nam się niby znany, a jednak zapomniany banał – życie to magia. Czy można temu zaprzeczyć?

Recenzja napisana została dla portalu FANTASTA.PL.

7 komentarzy:

  1. Jak porównałaś do Gaimana, to już było po mnie.;) No i przez Ciebie teraz będę musiała zacząć się uganiać za nowym cyklem.;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak tylko będę miała okazję, to się do niej dorwę :D. Cieszę się, że jest oryginalna i tak dobrze się prezentuje. Zaczyna mi tego brakować w najnowszych powieściach fantasy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również - muszę koniecznie poszukać, jestem pewna, że książka mi się spodoba. Już czytałam wcześniej dobre opinie, więc zaczynam szukać. Bardzo mnie zachęciłaś.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha, widzę, że zachwyt taki sam jak u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli podobają Ci się takie klimaty to z całego serca polecam serię o Feliksie Castorze autorstwa Mike'a Carey'a. Żadna książka w życiu bardziej mnie nie wciągnęła.

    OdpowiedzUsuń
  6. C.S., beatrix73 - z czystym sumieniem polecam, mam nadzieję, że Wam też przypadnie do gustu!
    Viconia - i super;D
    asiunia - dzięki, poszukam z przyjemnością :D

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...