piątek, 24 sierpnia 2012

Klątwa siedmiu kościołów, Milosz Urban

Mam wrażenie, że literatura czeska nie jest w Polsce zbyt popularna. A ja kocham Pragę, ubóstwiam Czechów i tylko kwestią czasu było zaznajomienie się z ich literaturą. W zeszłym roku przeprowadziłam mały rekonesans wśród praskich znajomych, z grubsza opisałam jaka literatura mnie interesuje i, w zasadzie jednogłośnie, wskazano mi Milosza Urbana, jednego z najsłynniejszych pisarzy literatury czeskiej, którą trudno zaliczyć do mainstreemu. Po powrocie z Pragi do Poznania od razu zabrałam się za szukanie w księgarniach książek wyżej wskazanego, nic nie znalazłam. Minęło może pół roku i oto zupełnie przypadkiem, w jednej z tanich księgarni w Poznaniu znalazłam za bezcen dwie jego książki (nie jestem pewna, czy to aby nie jedyne, jakie u nas wydano). Kupiłam. A następnie minęło kolejne pół roku. Pół roku, podczas którego ani razu nie pomyślałam o leżących gdzieś na wyższej półce książkach. Olśniło mnie niedawno, podczas grilla, na którym przyjaciel czechofil radośnie oznajmił, że Milosz Urban jest na facebooku i mogę mu wysłać zaproszenie. Mi było wstyd wysyłać przed lekturą, więc jeszcze tej samej nocy sięgnęłam po Klątwę siedmiu kościołów. A później od razu wysłałam zaproszenie do Autora.

Wybaczcie ten przydługi wstęp, nie pisałam już prawie rok, potrzebuję rozgrzewki.

Do meritum.

Co zachwyca? (Bo zachwyca)
Przede wszystkim absolutnie urzekające opisy magicznej Pragi. Pragi jakiej nie znam (mam nadzieję, że jeszcze), Pragi bez tłumów turystów, Pragi poza ścisłym centrum. Mam ochotę zabrać tę książkę na kolejną wyprawę i to właśnie z nią pozwiedzać miejsca, o których niewiele wiem. Wydawnictwo Prószyński powinno dodać dużą ilość klimatycznych rycin albo zdjęć w sepii, które ukazałyby monumentalny charakter opisywanych świątyń, oddały jesienno-deszczowy obraz jednego z najpiękniejszych (i nie jest to mam nadzieję tylko moje zdanie!) miasta świata. Ale rycin nie ma. Nie ukrywam więc, że pierwsze co zrobiłam po lekturze to skorzystanie z wyszukiwarki, po to, by móc zobaczyć każdy z występujących w powieści kościołów.
Po drugie pomysł i forma. Powieść jest dość leniwa, ale dzięki temu bardzo klimatyczna. Główną jej osią jest seria bardzo teatralnych, by nie rzec groteskowych, morderstw w praskich kościołach i oczywiście śledztwo, które ma na celu znalezienie winnego. Nieoczekiwanie wplątany zostaje w to nasz główny bohater. Bohater o śmiesznym imieniu, którego się wstydzi, bohater-antybohater, były policjant, podobno najgorszy z możliwych. Romantyk.
I zakończenie. Totalnie zaskakujące, szalone, nielogiczne. I złe, a jednak dobre. Jednym słowem magia.

Co może się nie spodobać?
Brak szybkiej akcji, do której coraz częściej jesteśmy przyzwyczajeni. I brawury. I sposób wydania. O tak, najbardziej sposób wydania. Tani, by nie rzec tandetny. Fatalna, niekorespondująca z treścią okładka. I, mam nadzieję, nic więcej.
Jeśli kochacie Pragę, klimat powieści gotyckiej we współczesnej interpretacji i jednorożce (!!!) to myślę, że nie macie wyboru.

No i witam po przerwie!

9 komentarzy:

  1. O, żyjesz! Fajnie.^^

    Co do książki, to nawet o niej słyszałam, ale wydała mi się kolejnym pogrobowcem "Kodu Leonarda da Vinci". Toteż nie wykazałam zainteresowania. Twoja recenzja trochę poprawiła ten obraz, ale ja tak bardzo nie lubię kryminałów... Może kiedyś, jak mnie posucha dopadnie.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Też na początku pomyślałam o Brownie, ale na szczęście to coś zupełnie innego. Zazwyczaj nie czytam kryminałów, ale... ;)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witamy z powrotem w świecie żywych ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, trafiłeś w sedno. Dopiero po rzuceniu morderczej pracy mogę znowu odżyć :) To był najgorszy rok mojego życia ;)

      Usuń
  4. Powinno mi się spodobać, dzięki za info. Z innej beczki - czytałaś może "Ludzi wiatru"?

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...