Uwielbiam Sapkowskiego. Wielbię Wiedźmina i wracam do niego regularnie, zachwyciła mnie Saga Husycka, lubię wszystkie opowiadania, z jakimi miałam styczność. Kiedy tylko dowiedziałam się o nowej książce Mistrza zagryzałam palce ze zniecierpliwienia. Za sprawą Lubego otrzymałam książkę od teściowej i od razu rzuciłam się na lekturę. To było jakieś 3 lata temu.
Nie dałam wtedy rady przebrnąć przez Żmiję. Zrzucałam to na karb zmęczenia, braku czasu itp., bo przecież Mistrz nie napisałby słabej książki. Po 3 latach postanowiłam wrócić i przeczytać ją od deski do deski. I stało się – Mistrz napisał słabą książkę.
Żmija to bardzo ciekawy pomysł. Afganistan, radzieccy żołnierze, mityczne stworzenie, zabawa z historią. Tak, to bardzo ciekawy pomysł na…opowiadanie. I gdyby nim pozostała (bo podobno miała nim być) to pewnie piałabym z zachwytu. Niestety jest krótką powieścią, która trochę mnie wymęczyła.
Pierwsza połowa (by nie rzecz ¾) książki to akcje żołnierzy w Afganistanie. Męczące i, moim zdaniem, niewiele wnoszące do całości, opisy strzelanin, natłok nazw broni i ogólny chaos. Być może, gdybym była chłopakiem, to ten opis wojny przemówiłby do mnie bardziej. Stop! Jestem dziewczyną i kocham Czarną Kompanię Glena Cooka, cykl opowiadający tylko i wyłącznie o wojnie! Coś tu więc nie gra.
Prawdziwa historia opowiedziana jest w zasadzie na końcu. I bez wątpienia jest to historia pasjonująca i magiczna. Cóż z tego, skoro gdy tylko książka zaczyna się robić ciekawa, to… właśnie się kończy. I mimo naprawdę fantastycznej końcówki uważam, ze to za mało na dobrą powieść.
Nie chcę powiedzieć czegokolwiek na temat fabuły powieści, gdyż jest ona na tyle szczątkowa, że każde słowo byłoby już spoilerem. Kilka słów poświęcę więc niekwestionowanej erudycji Autora. Odnoszę wrażenie, że udowodnienie tej erudycji (a udowadniać jej przecież nie trzeba) stało się główną przyczyną powstania powieści. Kulturowe interpretacje złotej żmii, odwołania do mitologii, lekka zabawa z historią – wszystko to może być ciekawe, ale czytelnik odnosi wrażenie, że sporo w tym zwykłego nabijania stron, do tego w wykładowej formie. A wnioski z gatunku „wojna jest zła” są tak oczywiste, że aż naiwne. Spodziewałam się cudów, dostałam wydmuszkę.
piątek, 31 sierpnia 2012
Żmija, Andrzej Sapkowski
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Co za zbieg okoliczności ;) 3 letnia książka a zrecenzowaliśmy ją w ten sam dzień. Na dodatek doszliśmy do podobnych wniosków :)
OdpowiedzUsuńMamy uderzająco podobne wrażenia z lektury.
OdpowiedzUsuńRaczej osobiście podziękuję za tę pozycję, ale ciekawi mnie, co jeszcze Sapkowski wymyśli :)
OdpowiedzUsuńCześć! :)
OdpowiedzUsuńŻmiję co prawda połknęłam szybko - ale to dlatego, że ja większość książek połykam - choć muszę się zgodzić, że zbyt pożywna to ona nie była. ;) Jednak wcale nie musiała, wystarczyłoby, gdyby była smaczna; ostatecznie puchar lodów z owocami i bitą śmietaną też nie jest specjalnie pożywny. ;) Ale i to niezbyt udało się Sapkowskiemu; Żmija to książka na "może być".
Mam wrażenie, że zbyt dużo osób naciskało na niego, by wreszcie wydał coś nowego, od agenta i wydawcy począwszy. :] Więc wykorzystał jeden z tłoczących mu się w głowie pomysłów. Skądinąd fajny, z potencjałem, co potwierdza wysyp amerykańskich horrorów klasy XYZ o zarysie akcji zaczynającym się od słów: "odział amerykańskich żołnierzy na pustyni w Iraku/Afganistanie znajduje...". :) Szkoda, że Sapkowskiemu wyszła jakość zbliżona do tych właśnie filmów.
Czyli zgadzam się z Tobą w stu procentach. :)
Ufffff, myślałam, że to tylko ja mam takie wrażenie :)))
OdpowiedzUsuńNawet się w takim razie nie zabieram. Zresztą fakt, że nie jestem die hard fanem Sapkowskiego, zdecydowanie tu pomaga. :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam żadnej książki tego autora i na razie tego nie zmienię.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Bolesna prawda. Żmiję pożyczył mi kolega ze studiów - to nic, że leżała u mnie z pół roku, bo tak ciężko mi się ją czytało; najgorsze było to, że próbował mi wmówić, że to jednak nie jest słaba książka. ;P No ale..
OdpowiedzUsuńPrzebrnąłem przez Żmiję tylko dlatego, że była krótka. Krótkość w tym przypadku uważam za jedyny plus.
OdpowiedzUsuńPrzez 3/4 książki autor próbuje zaszpanować wyszukanym przez niego żargonem wojskowym aby nadać historyjce (bo jak to inaczej nazwać?) realizmu, później pojawia się dopiero jaki taki zarys o co chodzi, dla mnie dość niejasny... i nagle Żmija się kończy.
Lepiej wykreślić tę książkę z repertuaru Sapka, bo zdecydowanie mu coś nie poszło. A od takiego "kultowego" pisarza oczekuje się sporo.
Dokładnie. Książka jest nudna i nie dobrnąłem do końca, mimo, że jest krótka. Strata czasu.
OdpowiedzUsuńNie miałem okazji jeszcze sięgnąć po tę książkę. Ale Twoja recenzja (jak zresztą wielu innych osób) nie brzmi zachęcająco, więc nie wiem czy przeczytam "Żmiję".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie: http://fantastykaa.blogspot.com
Również uwielbiam Trylogię Husycką i właściwie nie do końca rozumiem tego flirtu Sapkowskiego z tematem Afganistanu. W książce spodobało mi się kilka fragmentów, ale ogólnie - to jego najsłabsza rzecz.
OdpowiedzUsuń