środa, 13 kwietnia 2011

Nova swing, M. John Harrison

Boję się science fiction. Boję się, że moja bardzo ograniczona wiedza z zakresu nauk ścisłych nie pozwoli mi zrozumieć powieści, świata przedstawionego czy pewnych fundamentalnych założeń. Postanowiłam jednak przezwyciężyć swój strach sięgając po niektóre pozycje z serii, która już dziś zasługuje na miano kultowej. Chodzi oczywiście o Ucztę Wyobraźni wydawnictwa MAG, słynącą z wymagających tytułów, gromadzącą światowej sławy autorów.

Do lektury Nova Swing, najnowszej powieści M. Johna Harrisona podeszłam z pewną obawą i nieśmiałością, jednak szybko przekonałam się, że warstwa naukowa jest tu na tyle przystępna, że, przynajmniej w moim odczuciu, nie powinna sprawiać trudności laikom takim jak ja. Fizyka została tak głęboko wtłoczona w fundamenty świata, że jest już czymś naturalnym, na czym nie trzeba się skupiać. Lektura powieści okazała się interesującym eksperymentem, który pozostawił mnie jednak z dość mieszanymi uczuciami.

Gdybym miała odpowiedzieć na pytanie o czym jest ta książka, to miałabym nie lada kłopot. Najbliższym prawdy stwierdzeniem byłoby chyba, że o ludziach, ich marzeniach, niespełnieniu i samotności. I poszukiwaniu siebie, co, być może dość złudnie, oferuje wycieczka do zakazanej strefy Saudade, nieprzewidywalnej i tajemniczej rzeczywistości, w której zawodzą prawa fizyki i która ulega chaotycznym przekształceniom. Nie trudno się domyślić, iż zapuszczenie się zbyt głęboko w tę dziwną przestrzeń grozi poważnymi konsekwencjami. Nie zniechęca to jednak śmiałków – przemytników, przewodników i turystów, którzy za taką podróż są w stanie wiele zapłacić. I nie chodzi tu tylko o pieniądze.

Moją uwagę przykuły relacje pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Relacje oszczędne, sprawiające wrażenie pustych, niepogłębionych. Jakby każdy z nich był w kosmosie zupełnie sam. Jakby nie potrafili się przyznać, że chcą się do kogoś przywiązać, być z kimś naprawdę blisko. Świadczą o tym skrótowe dialogi, często dotyczące błahych spraw. Cechuje ich również wielka tęsknota za czymś nieokreślonym, miotają się w teraźniejszości. Sceny erotyczne przypominają bardziej pierwotne odruchy, pozbawione jakiejkolwiek głębi, stanowią swego rodzaju produkt zastępczy wobec braku więzi. Przy tak skąpo zarysowanych emocjach drobne sceny ujawniające prawdziwe uczucia bohaterów stają się wręcz rozdzierające. Robi to naprawdę niesamowite wrażenie.

Choć akcja powieści rozgrywa się w mocno futurystycznej rzeczywistości, w której na porządku dziennym są genetyczne modyfikacje, kwitnie handel nowymi, doskonałymi ciałami, pojawia się sporo technologicznych gadżetów, to jednak autor prezentuje wyjątkowy sentyment do kultury naszych czasów. Mamy więc kluby w stylu retro, nawiązania do starych filmów (np. Rzymskie wakacje) czy muzyki (ach to tango!), detektyw ścigający Vica Serotonina jeździ cadillakiem z lat pięćdziesiątych, mimo że jego asystentka ma wbudowaną taką ilość udoskonaleń, że w mgnieniu oka może rozbroić tuzin przeciwników. Trudno mi powiedzieć z czego wynikają te drobiazgi, ale na pewno ubarwiają ten dziwny, bardzo nowoczesny świat.

Dlaczego więc we wstępie zaznaczyłam, iż po zakończeniu lektury towarzyszyły mi mieszane uczucia? Przede wszystkim dlatego, że książka pozostawia tak wiele możliwości interpretacji, iż mam poważne wątpliwości, czy w ogóle ją zrozumiałam. Być może moje dywagacje są kompletnie nietrafione, być może nie uchwyciłam tego, o co chodziło autorowi? Nie znam jego wcześniejszej twórczości, nie jestem w stanie wyłapać aluzji i nawiązań do wydanego nie tak dawno Światła, zapewne wiele smaczków pozostało przede mną ukrytych. Ponadto w powieści trudno w ogóle mówić o warstwie fabularnej. Akcja sączy się leniwie, mamy mnóstwo niedomówień, wiele zależy od naszej wyobraźni i właśnie interpretacji. Utwór przypomina więc bardziej traktat filozoficzny niż powieść. Choć i to określenie nie do końca oddaje jego istotę.

Drugim zjawiskiem, które mnie zastanawia, to niekiedy zaskakujące i szokujące zbitki słów. W pierwszym odruchu miałam wrażenie, że są oszałamiające, po chwili namysłu zaś głowiłam się nad tym, czy aby autor sobie ze mną nie pogrywa, tworząc na pozór mięsiste zdania, które okazują się jedynie wydmuszkami. Nadal nie umiem rozstrzygnąć, która z tych opcji jest prawdziwa.

Nova Swing jest na pewno jedną z bardziej oryginalnych książek, jaką miałam okazję przeczytać. Biorąc pod uwagę ilość wątpliwości, jakie we mnie wzbudza oraz fakt, że nadal siedzi w mojej głowie, stwierdzam, że warto było po nią sięgnąć. Nie umiem jej jednak polecić z czystym sumieniem, zwłaszcza że nie mając ku temu najmniejszych kompetencji, nie byłam w stanie bardziej wnikliwie ocenić warstwy science. A to przecież jeden z ważniejszych aspektów książek tego typu. Jeśli jednak nie boicie się wyzwań z pewnością powinniście zmierzyć się i z tą pozycją.

Recenzja napisana została dla portalu FANTASTA.

9 komentarzy:

  1. Ciągnie mnie ya książka, od kiedy zobaczyłem jej zapowiedź. Uwielbiam takie mocno naukowe, futurystyczne klimaty:) Pewnie sięgnę i mam nadzieję, że będzie to juz niedługo:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka wpadła mi w oko ze względu na okładkę, ale że okładkom nie zwykłam ufac, więc podchodziłam do niej raczej sceptycznie. Słusznie, jak widac. Troszkę zniechęciła mnie Twoja recenzja, bo do SF z zasady podchodzę z obawą, a powieści, co to im bliżej do traktatu filozoficznego to jednak nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej...

    OdpowiedzUsuń
  3. UW się bać?! TOŻ TO WYZNACZNIK JAKOŚCI FANTASTYKI!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię s-f i właściwie cała ta seria baaardzo mnie pociąga. Zapewne przeczytam i tę książkę. Wielość interpretacji właśnie tak mnie pociąga w tym gatunku.

    OdpowiedzUsuń
  5. ciekawa recenzja, książki jeszcze nie czytałem, ale seria UW jest raczej pozytywnym fenomenem na rynku polskim.

    OdpowiedzUsuń
  6. Też się zbieram do czytania książek z UW, ta książka jest pierwsza w kolejce do przeczytania z tej serii:) Oczywiście z powodu świetnej okładki:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie! Zapomniałam w recenzji o okładce!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja również boję się powieści s-f. Dokładnie mogłabym powtórzyć Twoje słowa. Nie boję się jednak wyzwań - i naprawdę próbuję. Idzie mi nawet nieźle, więc myślę, że odważę się na tę powieść, o której piszesz.
    Dałam radę przeczytać "Hyperiona" i "Upadek Hyperiona", które "dały mi w kość", ale bardzo się podobały. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Podoba mi się recenzja:) W przeciwieństwie do autorki jestem fanką SF, ale takiego właśnie jak Nova Swing. Ma w sobie coś nie do wytłumaczenia, co zostaje w głowie.
    No i okładka - bezpośrednia przyczyna zakupu:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...