Dziś polska premiera "Ugryzionej" kanadyjskiej pisarki Kelley Armstrong (jesteśmy szybcy, biorąc pod uwagę fakt, iż po raz pierwszy za granicą wydano tę książkę w... 2001 roku). Dzięki współpracy z portalem Fantasta miałam okazję przeczytać ją wcześniej i od razu mogę podzielić się z Wami recenzją pisaną dla portalu.
Na fali popularności historii miłosnych o wampirach, podjęto wreszcie decyzję, by pójść o krok dalej i już po blisko dziewięciu latach wydać po polsku kolejną książkę, tym razem ze świata wilkołaków. Ugryziona, autorstwa Kelley Armstrong, to powieść o jedynej na świecie kobiecie wilkołaku, która stara się prowadzić zwyczajny żywot wśród ludzi. Brzmi znajomo? Niestety tak. Jeszcze niedawno powieści o wampirach czy wilkołakach było w Polsce niewiele. Dzisiaj boję się otworzyć przysłowiową lodówkę, by nie wyskoczyła z niej jakaś nowość. Z jednej strony to dobre zjawisko – mam ogromną słabość do tego typu powieści, cieszę się więc, że jest w czym wybierać. Z drugiej jednak, coraz więcej wydaje się kiepskich pozycji, przez co trudno oddzielić ziarno od plew.
Ugryziona plasuje się gdzieś po środku. Daleko jej do klasy Wywiadu z wampirem (do którego zresztą, z niezrozumiałych dla mnie powodów, jest porównywana na okładce polskiego wydania), ale na szczęście nie jest to też infantylna i łzawa historyjka w klimatach Zmierzchu. Jeśli miałabym ją do czegoś przyrównać, to najpewniej wskazałabym na Laurell K. Hamilton – autorkę cyklu książek o zabójczyni wampirów, Anicie Blake. W obu powieściach bohaterkami są silne, młode, niezależne kobiety po przejściach, które lubią działać same i nie czekają na pomoc. U obu autorek mamy motyw romansu i sporo walk oraz współczesny świat, jako tło opisywanych wydarzeń. Armstrong wygrywa jednak na jednej płaszczyźnie – jej powieść nie jest „dziewczyńska”, co często zarzucałam Hamilton.
Dwa słowa na temat fabuły. Elena, bohaterka Ugryzionej straciła rodziców w wieku pięciu lat i od tego czasu tułała się po rodzinach zastępczych, była wielokrotnie wykorzystywana seksualnie i nieszczęśliwa. Po wielu latach takiego życia zmieniła się w twardą kobietę, która wie, czego chce i jak to zdobyć. Na studiach poznała Claytona, przystojnego, muskularnego i inteligentnego mężczyznę, który skrywał jednak mroczną tajemnicę. Kiedy wszystko zaczęło się układać idealnie Elena została ugryziona przez, mogłoby się wydawać, ogromnego psa i od tego wydarzenia już nic nie mogło pozostać takie samo.
Mało który człowiek jest w stanie przeżyć pierwszą Przemianę w wilkołaka. Elena przeżyła, chociaż nie chciała tego zaakceptować. Pod opiekę przygarnęła ją Wataha i stała się dla niej drugą rodziną. Tyle, że Elena pragnie takiej normalnej, prawdziwej rodziny, z mężem i dziećmi. Dlatego też zdecydowała się na ucieczkę do Toronto, gdzie po pewnym czasie zamieszkała z Philipem, który nie ma pojęcia o jej prawdziwej naturze.
Wataha ma jednak kłopoty, dlatego też Jeremy, Samiec Alfa, decyduje się wezwać Elenę do powrotu. I wtedy zaczyna się prawdziwa przygoda.
Tyle słowem wstępu. Wstępu nieco zbyt długiego i dość nudnego, ponieważ opisane przeze mnie wydarzenia rozgrywają się na blisko pięćdziesięciu stronach powieści. Myślę, że skrócenie tej części byłoby bardzo korzystnym rozwiązaniem. Jedyny wart uwagi fragment to Przemiana Eleney w jednej z uliczek Toronto i pierwszy bieg. Natura ludzka walczy tutaj z naturą wilka, który pragnie wolności, lasu, szaleńczego polowania i wyzwolenia. Człowiek po Przemianie w takich warunkach jest natomiast zawstydzony, upokorzony i nieszczęśliwy. Elena stara się pogodzić dwa różne światy, walczy o swoje człowieczeństwo, jednak nad pewnymi pragnieniami nie da się zapanować. Nie trudno więc zgadnąć, iż powrót na łono Watahy okaże się swego rodzaju wyzwoleniem.
Powieść Armstrong jest zdecydowanie za długa. Powtarzalność pewnych motywów (biegi w gromadzie wilkołaków, sceny erotyczne) nudzi, pomimo zapewnień, iż książka jest krwawa, zmysłowa, fantastyczna. Książka jest poprawna, dość ciekawa, ma kilka naprawdę udanych scen, lecz, moim zdaniem, jest zdecydowanie przegadana. Są w niej momenty, gdy tempo jest faktycznie zawrotne, jak np. fragment z pogonią za kundlem w dyskotece. Tu faktycznie jest szybko, krwawo i ciekawie, podobnie, jak w opisie polowania na jelenia, gdzie zwierzęcy głód i popęd miesza się z ludzkim planowaniem i myśleniem strategicznym. Przez większość jednak czasu niewiele się dzieje, a szkoda, bo rozważania nad dziką naturą drzemiącą w człowieku mogłyby by być naprawdę fascynujące. Tego brakuje, moim zdaniem, najbardziej. Elena opisuje wilkołaki, jako dzikie stworzenia, które nie panują nad swoimi namiętnościami, które traktują kobiety jedynie, jako obiekty seksualne i rzadko kiedy wiążą się w pary na całe życie. I nagle nic się nie zgadza. Wataha traktuje Elenę z czułością i miłością, Clay kocha ją na wieki i zrobi dla niej wszystko. Gdzie ta dzikość? Gdzie te kontrasty? W samej postaci Eleny również brakuje mi rozterek, dylematów związanych z jej zwierzęcą naturą. Elena ma mdłości, gdy widzi zwłoki, ma bardzo wyrobiony kręgosłup moralny, nie ujawnia się w niej zapowiadany dziki charakter, nad którym trudno panować. W powieści mamy jedynie echa tych problemów sprzed lat, gdy Elena zachowywała się, jak bardzo niebezpieczne zwierzę, zdające się jedynie na instynkt. Życzyłabym sobie, aby te zmory przeszłości czasem dały o sobie znać. Książka byłaby przez to ciekawsza, bardziej realistyczna, dawałaby więcej do myślenia.
Zaskakuje mnie, iż coraz częściej postaci, kojarzące się dotąd z horrorem, wtłaczane są raczej w ramy fantasy czy paranormal romance. Nie do końca podoba mi się ten zabieg i być może dlatego nie jestem obiektywna, oceniając tę powieść. Jestem jednak przekonana, iż zyska ona rzesze młodych fanów, bo napisana jest sprawnie, pomysł na fabułę był interesujący a i świat wilkołaków w nieco innym, niż stereotypowe, wydaniu może okazać się poczytny. Bardziej wyrobionym czytelnikom mogę polecić tę powieść, jako wakacyjne czytadło.
Ugryziona plasuje się gdzieś po środku. Daleko jej do klasy Wywiadu z wampirem (do którego zresztą, z niezrozumiałych dla mnie powodów, jest porównywana na okładce polskiego wydania), ale na szczęście nie jest to też infantylna i łzawa historyjka w klimatach Zmierzchu. Jeśli miałabym ją do czegoś przyrównać, to najpewniej wskazałabym na Laurell K. Hamilton – autorkę cyklu książek o zabójczyni wampirów, Anicie Blake. W obu powieściach bohaterkami są silne, młode, niezależne kobiety po przejściach, które lubią działać same i nie czekają na pomoc. U obu autorek mamy motyw romansu i sporo walk oraz współczesny świat, jako tło opisywanych wydarzeń. Armstrong wygrywa jednak na jednej płaszczyźnie – jej powieść nie jest „dziewczyńska”, co często zarzucałam Hamilton.
Dwa słowa na temat fabuły. Elena, bohaterka Ugryzionej straciła rodziców w wieku pięciu lat i od tego czasu tułała się po rodzinach zastępczych, była wielokrotnie wykorzystywana seksualnie i nieszczęśliwa. Po wielu latach takiego życia zmieniła się w twardą kobietę, która wie, czego chce i jak to zdobyć. Na studiach poznała Claytona, przystojnego, muskularnego i inteligentnego mężczyznę, który skrywał jednak mroczną tajemnicę. Kiedy wszystko zaczęło się układać idealnie Elena została ugryziona przez, mogłoby się wydawać, ogromnego psa i od tego wydarzenia już nic nie mogło pozostać takie samo.
Mało który człowiek jest w stanie przeżyć pierwszą Przemianę w wilkołaka. Elena przeżyła, chociaż nie chciała tego zaakceptować. Pod opiekę przygarnęła ją Wataha i stała się dla niej drugą rodziną. Tyle, że Elena pragnie takiej normalnej, prawdziwej rodziny, z mężem i dziećmi. Dlatego też zdecydowała się na ucieczkę do Toronto, gdzie po pewnym czasie zamieszkała z Philipem, który nie ma pojęcia o jej prawdziwej naturze.
Wataha ma jednak kłopoty, dlatego też Jeremy, Samiec Alfa, decyduje się wezwać Elenę do powrotu. I wtedy zaczyna się prawdziwa przygoda.
Tyle słowem wstępu. Wstępu nieco zbyt długiego i dość nudnego, ponieważ opisane przeze mnie wydarzenia rozgrywają się na blisko pięćdziesięciu stronach powieści. Myślę, że skrócenie tej części byłoby bardzo korzystnym rozwiązaniem. Jedyny wart uwagi fragment to Przemiana Eleney w jednej z uliczek Toronto i pierwszy bieg. Natura ludzka walczy tutaj z naturą wilka, który pragnie wolności, lasu, szaleńczego polowania i wyzwolenia. Człowiek po Przemianie w takich warunkach jest natomiast zawstydzony, upokorzony i nieszczęśliwy. Elena stara się pogodzić dwa różne światy, walczy o swoje człowieczeństwo, jednak nad pewnymi pragnieniami nie da się zapanować. Nie trudno więc zgadnąć, iż powrót na łono Watahy okaże się swego rodzaju wyzwoleniem.
Powieść Armstrong jest zdecydowanie za długa. Powtarzalność pewnych motywów (biegi w gromadzie wilkołaków, sceny erotyczne) nudzi, pomimo zapewnień, iż książka jest krwawa, zmysłowa, fantastyczna. Książka jest poprawna, dość ciekawa, ma kilka naprawdę udanych scen, lecz, moim zdaniem, jest zdecydowanie przegadana. Są w niej momenty, gdy tempo jest faktycznie zawrotne, jak np. fragment z pogonią za kundlem w dyskotece. Tu faktycznie jest szybko, krwawo i ciekawie, podobnie, jak w opisie polowania na jelenia, gdzie zwierzęcy głód i popęd miesza się z ludzkim planowaniem i myśleniem strategicznym. Przez większość jednak czasu niewiele się dzieje, a szkoda, bo rozważania nad dziką naturą drzemiącą w człowieku mogłyby by być naprawdę fascynujące. Tego brakuje, moim zdaniem, najbardziej. Elena opisuje wilkołaki, jako dzikie stworzenia, które nie panują nad swoimi namiętnościami, które traktują kobiety jedynie, jako obiekty seksualne i rzadko kiedy wiążą się w pary na całe życie. I nagle nic się nie zgadza. Wataha traktuje Elenę z czułością i miłością, Clay kocha ją na wieki i zrobi dla niej wszystko. Gdzie ta dzikość? Gdzie te kontrasty? W samej postaci Eleny również brakuje mi rozterek, dylematów związanych z jej zwierzęcą naturą. Elena ma mdłości, gdy widzi zwłoki, ma bardzo wyrobiony kręgosłup moralny, nie ujawnia się w niej zapowiadany dziki charakter, nad którym trudno panować. W powieści mamy jedynie echa tych problemów sprzed lat, gdy Elena zachowywała się, jak bardzo niebezpieczne zwierzę, zdające się jedynie na instynkt. Życzyłabym sobie, aby te zmory przeszłości czasem dały o sobie znać. Książka byłaby przez to ciekawsza, bardziej realistyczna, dawałaby więcej do myślenia.
Zaskakuje mnie, iż coraz częściej postaci, kojarzące się dotąd z horrorem, wtłaczane są raczej w ramy fantasy czy paranormal romance. Nie do końca podoba mi się ten zabieg i być może dlatego nie jestem obiektywna, oceniając tę powieść. Jestem jednak przekonana, iż zyska ona rzesze młodych fanów, bo napisana jest sprawnie, pomysł na fabułę był interesujący a i świat wilkołaków w nieco innym, niż stereotypowe, wydaniu może okazać się poczytny. Bardziej wyrobionym czytelnikom mogę polecić tę powieść, jako wakacyjne czytadło.
Hmm, mam mieszane uczucia - czytać czy nie czytać :)
OdpowiedzUsuńTo jest dobre pytanie ;) Ja po lekturze też mam takie, czego nie cierpię. Wolę, jak książka albo mi się bardzo podoba, albo wcale ;)
OdpowiedzUsuńJa bym na listę priorytetów jej nie wciągała, ale czytadło przyjemne :)
Dziękuję za wizytę!
Przyznam szczerze ,że gdybym przeczytała recenzje przed kupnem książki to miałabym opory ,na szczęście stało się na odwrót.Teraz kiedy jesteśmy zasypani książkami w stylu "Zmierzch" o nastolatkach ,które przeżywają orgazm na sam widok lub dotyk chłopaka ta książka jest według mnie powiewem świeżości.Takie książki lubię czytać,zdecydowanie nie była dla mnie za długa-według mnie proporcje były zachowane i raczej polecam książkę osobom starszym (ja mam akurat 25 lat) a nie młodzieży ,bo w książce nie mamy maślanych oczu ani wzdychania.Za to mamy brutalne sceny i co tu będę mówić więcej zwierzęcy seks.:) Cieszę się ,że książka została wydana i czekam z niecierpliwością na inne tej autorki .
OdpowiedzUsuńJa też mam 25 lat :)
OdpowiedzUsuńWszystko to, co w Ugryzionej, jest już od dawna w Hamilton, dlatego nie dostrzegłam w tym nic świeżego. I być może za dużo się Hamilton naczytałam, żeby docenić tę książkę. Być może, gdybym nie znała podobnych powieści, a trochę ich jest, to spojrzenie to byłoby inne. Po Serii o Anicie Blake Ugryziona nie ma w sobie nic świeżego :)
Bardzo dziękuję za wizytę i komentarz, może zachęci on osoby, które nie mogą się zdecydować!
Recenzja, moim zdaniem, bardzo trafna, jednak dodałabym iż jak na polski rynek wydawniczy, to "Ugryziona" jest jedną z lepszych pozycji w swoim gatunku ( paranormal romance),nie powinno się jej polecać miłośnikom horrorów, bo srogo się zawiodą. Ale do poczytania w metrze idealna:)
OdpowiedzUsuńOj tak! Po opublikowaniu recenzji też żałowałam, że nie zaznaczyłam, iż miłośnicy horroru będą rozczarowani. Dość trudno tę książkę ocenić - z jednej strony i tak jest niezła, w porównaniu do Zmierzchów itp, ale z drugiej strony jest za słaba, żeby ją chwalić. I bądź tu człowieku mądry, pisz recenzje ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i cieszę się, że nie jestem osamotniona w poglądach!
Ja nie zgodze sie z poprzednikami ksiazka naprawde fantastyczna wciagajaca nie zgodze sie ze byla slaba uwazam ze warto ja przeczytac szczerze polecam
OdpowiedzUsuńI na pewno, drogi Anonimie, nie tylko Ty tak uważasz. Recenzje mają to do siebie, że są bardzo subiektywne. Każdy z nas ma inny gust, czegoś innego szuka w literaturze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dziękuję za wizytę :)
ksiazka byla po czesci erotyczna bardzo mi sie podobala i szczerze polecam bardzo mnie wciagnela wiecej takich
OdpowiedzUsuńJest świetna!
OdpowiedzUsuńCześć Sheila. Właśnie szukałam czegoś w sieci o tej książce i trafiłam na Twoją recenzję. Po przeczytaniu Twojej opinii i komentarzy poniżej chyba się skuszę :) Bardzo lubię urban fantasy np. Briggs, Andrews, Frost dlatego mam nadzieję, że ksiązka pomimo przegadania i grubości będzie przyjemną lekturą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
MoNiuRka
Dość późno trafiłam na serię Kelley Armstrong o kobietach z innego świata, więc dopiero teraz trafiłam też na tą recenzję.
OdpowiedzUsuńCo do zasady zgadzam się, że raczej jest to lektura lekka, nie na poziomie Anne Rice, ale też trudno wskazać pozycje z gatunku Urban Fantasy, które by do tego miana aspirowały. Chyba nie o to chodzi w tym gatunku - to ma być rozrywka, a nie powieść psychologiczna.
Ja osobiście umieściłabym tę serię autorki, tak jak moja przedmówczyni, między Patricią Briggs, Iloną Andrews i Jeaniene Frost.
Natomiast to, co zrobiła Laurell Hamilton z serią o Anicie Blake po mniej więcej 7 tomie jest tak niesmaczne, że porównanie z tą autorką jest moim zdaniem dla Armstrong krzywdzące. Mam szczęście, bo mogłam przeczytać wszystkie 13 tomów serii o kobietach z innego świata w oryginale. Nie zawiodłam się. Autorka z konsekwencją utrzymuje moim zdaniem dość wysoki poziom książek. To co Laurell Hamilton wyrabia z postacią Anity natomiast staje się w pewnym momencie dość niesmaczne, a fantazje erotyczne autorki obrzydziły mi skutecznie czytanie kolejnych powieści z tej serii.
Pozdrawiam,
Squaw