Zmrok Tima Lebbona to pierwsza przetłumaczona na język polski powieść tego znanego i cenionego na zachodzie autora horroru i dark fantasy. Została nagrodzona m.in. British Society Award i Bram Stoker Award, planowana jest również jej ekranizacja.
Jest to pierwszy tom sagi, rozgrywającej się w mrocznym i brutalnym (naprawdę brutalnym!) świecie Noreeli. Odkąd magia umarła, pogrążoną w chaosie krainą rządzi przemoc i strach. Krążą jednak plotki, iż magia może się odrodzić w nieświadomym niczego chłopcu. Grozi mu oczywiście śmiertelne niebezpieczeństwo. Czerwoni Mnisi zrobią wszystko, by nie dopuścić do powrotu magii na ziemię. Również Magowie rozpoczną polowanie na chłopca, by w odpowiednim momencie przejąć kontrolę nad odradzającą się magią. Zdawać by się mogło, iż fabuła rozwinie się jak w klasycznym fantasy. Głównym bohaterem jest młody chłopak, Rafe Baburn, który cudem ocalał z rzezi w swojej rodzinnej wiosce. Wokół niego zbiera się grupa osób (na kształt drużyny, popularnej w heroic fantasy). Sporo wątków przywodzi na myśl rozwiązania widoczne np. u Tolkiena. Zamiast elfa, krasnoluda i hobbitów mamy tutaj złodzieja Kosara o wiecznie krwawiących dłoniach, wiedźmę dziwkę o paradoksalnym imieniu Nadzieja, wojowniczkę A`Meer, pochodzącą z tajemniczego ludu Shantasi, uzależnionego od fledżu (bardzo popularny narkotyk w świecie Noreeli) górnika, podróżującego z bibliotekarką Alishią. Głównym celem tej nietypowej drużyny nie jest jednak dotarcie do jakiegoś miejsca, a ucieczka przed ścigającym ich niebezpieczeństwem. Motyw drogi, tak często eksploatowany w fantasy, został więc przedstawiony w nieco odmienny sposób. Początkowo Czerwoni Mnisi kojarzyli mi się z tolkienowskimi Nazgulami, są bowiem tak samo zabójczy i niemal nieśmiertelni. Również wygląd zakapturzonych, tajemniczych postaci przywodził na myśl rozwiązanie Tolkiena. W Zmroku ich wyjątkowa odporność i moc została jednak niesztampowo wytłumaczona, okazuje się bowiem, iż wyjątkowa determinacja w dążeniu do celu oraz kurczowe trzymanie się wytycznych sprawia, iż organizm pozyskuje energię z kolejnych obrażeń. Ten sposób walki kojarzy się również z nordyckimi berserkami, co naprawdę przypadło mi do gustu. Nie będę jednak zdradzała wszystkich smaczków, warto poszukać ich samodzielnie.
Niezwykle ciekawym pomysłem było przedstawienie magii, jako neutralnej, nieokiełznanej, pierwotnej siły, która może siać zniszczenie lub czynić dobro, w zależności od tego kto, i w jaki sposób, ją stosuje. Została ona zaklęta w uśpionych maszynach, co kojarzy się nieco steampunkowo i szkoda, iż wątek ten nie został bardziej rozbudowany. Przeciwstawiono jej naukową "magię" wiedźmy. Naukową, ponieważ Nadzieja w bardzo świadomy sposób wykorzystuje pewne naturalne właściwości różnych substancji, roślin i zwierząt, nazywając pogardliwie swoją działalność sztuczkami. Dla zwykłych, nieświadomych niczego ludzi, jest to jednak swego rodzaju magia, gdyż pewnych zjawisk po prostu nie rozumieją. Wiedźma marzy skrycie o tym, iż pewnego dnia spłynie na nią cząstka prawdziwej magii. Zestawienie tej prawdziwej magii i działalności wiedźmy okazało się niezwykle interesującym i inspirującym zabiegiem.
Autor starał się przedstawić dość szczegółowo losy wszystkich bohaterów. Nadmiar wątków okazał się jednak dość męczący. Sporo fragmentów, czy historii, zwłaszcza dotyczących drugoplanowych postaci, jest nużących, lub sprawia wrażenie przegadanych, tak, jakby autor zbyt głęboko zakopał się w ich przeszłość. Część opisów wydaje się tym samym zbędna. Powieść jest przez to dość nierówna, momentami zachwyca, czasem jednak nudzi. Historie niektórych bohaterów czytałam zachłannie, inne miałam ochotę pominąć. I właśnie zbyt długie, nużące, nie wnoszące nic istotnego dla fabuły opisy są najsłabszą stroną powieści.
Do zalet Zmroku możemy zaliczyć przedstawiony nam świat. Intrygują niesamowite opisy kopalni fledżu oraz nietypowy wygląd górników, którzy, żyjąc pod ziemią, dostosowują się do ciężkich warunków. Wciągają opisy fledżowych snów – wizji, wywoływanych przez narkotyk, będących swego rodzaju wędrówką duszy. Zdecydowana część powieści toczy się jednak na powierzchni, i również tutaj barbarzyński świat jest interesujący. Wulgarny i dosadny język, bezpardonowe sceny rzezi czy erotyczne opisy całkowicie pasują do klimatu krainy, jednak ze względu na duży stopień brutalności, nie polecam tej książki młodszym czytelnikom. Widać doskonale, iż autor specjalizuje się w horrorze, co do tego nie miałam żadnych wątpliwości od pierwszej strony książki.
Obawiałam się, że Zmrok Tima Lebbona, będzie sztampową, powielającą schematy, mroczną powieścią fantasy dla młodzieży. Okazało się, że Lebbon, na kanwie oklepanych pomysłów i motywów, stworzył jednak coś nowego i świeżego. Do ostatniej strony nie możemy być pewni, jakie rozwiązania zafunduje nam autor, a i samo zakończenie jest naprawdę mocne i nieprzewidywalne. Jeśli macie dość książek o Dziecku, Które Musi Uratować Świat, to... koniecznie sięgnijcie po Lebbona. Na pewno Was zaskoczy. Dla takiego zakończenia, nawet jeśli jest to tylko zakończenie pierwszego tomu, warto się nieraz przemęczyć nad dłużyznami, których w książce nie brakuje.
Książkę polecam tym czytelnikom, którzy mają dość irytujących i niezniszczalnych bohaterów, a lubią dark fantasy.
Jest to pierwszy tom sagi, rozgrywającej się w mrocznym i brutalnym (naprawdę brutalnym!) świecie Noreeli. Odkąd magia umarła, pogrążoną w chaosie krainą rządzi przemoc i strach. Krążą jednak plotki, iż magia może się odrodzić w nieświadomym niczego chłopcu. Grozi mu oczywiście śmiertelne niebezpieczeństwo. Czerwoni Mnisi zrobią wszystko, by nie dopuścić do powrotu magii na ziemię. Również Magowie rozpoczną polowanie na chłopca, by w odpowiednim momencie przejąć kontrolę nad odradzającą się magią. Zdawać by się mogło, iż fabuła rozwinie się jak w klasycznym fantasy. Głównym bohaterem jest młody chłopak, Rafe Baburn, który cudem ocalał z rzezi w swojej rodzinnej wiosce. Wokół niego zbiera się grupa osób (na kształt drużyny, popularnej w heroic fantasy). Sporo wątków przywodzi na myśl rozwiązania widoczne np. u Tolkiena. Zamiast elfa, krasnoluda i hobbitów mamy tutaj złodzieja Kosara o wiecznie krwawiących dłoniach, wiedźmę dziwkę o paradoksalnym imieniu Nadzieja, wojowniczkę A`Meer, pochodzącą z tajemniczego ludu Shantasi, uzależnionego od fledżu (bardzo popularny narkotyk w świecie Noreeli) górnika, podróżującego z bibliotekarką Alishią. Głównym celem tej nietypowej drużyny nie jest jednak dotarcie do jakiegoś miejsca, a ucieczka przed ścigającym ich niebezpieczeństwem. Motyw drogi, tak często eksploatowany w fantasy, został więc przedstawiony w nieco odmienny sposób. Początkowo Czerwoni Mnisi kojarzyli mi się z tolkienowskimi Nazgulami, są bowiem tak samo zabójczy i niemal nieśmiertelni. Również wygląd zakapturzonych, tajemniczych postaci przywodził na myśl rozwiązanie Tolkiena. W Zmroku ich wyjątkowa odporność i moc została jednak niesztampowo wytłumaczona, okazuje się bowiem, iż wyjątkowa determinacja w dążeniu do celu oraz kurczowe trzymanie się wytycznych sprawia, iż organizm pozyskuje energię z kolejnych obrażeń. Ten sposób walki kojarzy się również z nordyckimi berserkami, co naprawdę przypadło mi do gustu. Nie będę jednak zdradzała wszystkich smaczków, warto poszukać ich samodzielnie.
Niezwykle ciekawym pomysłem było przedstawienie magii, jako neutralnej, nieokiełznanej, pierwotnej siły, która może siać zniszczenie lub czynić dobro, w zależności od tego kto, i w jaki sposób, ją stosuje. Została ona zaklęta w uśpionych maszynach, co kojarzy się nieco steampunkowo i szkoda, iż wątek ten nie został bardziej rozbudowany. Przeciwstawiono jej naukową "magię" wiedźmy. Naukową, ponieważ Nadzieja w bardzo świadomy sposób wykorzystuje pewne naturalne właściwości różnych substancji, roślin i zwierząt, nazywając pogardliwie swoją działalność sztuczkami. Dla zwykłych, nieświadomych niczego ludzi, jest to jednak swego rodzaju magia, gdyż pewnych zjawisk po prostu nie rozumieją. Wiedźma marzy skrycie o tym, iż pewnego dnia spłynie na nią cząstka prawdziwej magii. Zestawienie tej prawdziwej magii i działalności wiedźmy okazało się niezwykle interesującym i inspirującym zabiegiem.
Autor starał się przedstawić dość szczegółowo losy wszystkich bohaterów. Nadmiar wątków okazał się jednak dość męczący. Sporo fragmentów, czy historii, zwłaszcza dotyczących drugoplanowych postaci, jest nużących, lub sprawia wrażenie przegadanych, tak, jakby autor zbyt głęboko zakopał się w ich przeszłość. Część opisów wydaje się tym samym zbędna. Powieść jest przez to dość nierówna, momentami zachwyca, czasem jednak nudzi. Historie niektórych bohaterów czytałam zachłannie, inne miałam ochotę pominąć. I właśnie zbyt długie, nużące, nie wnoszące nic istotnego dla fabuły opisy są najsłabszą stroną powieści.
Do zalet Zmroku możemy zaliczyć przedstawiony nam świat. Intrygują niesamowite opisy kopalni fledżu oraz nietypowy wygląd górników, którzy, żyjąc pod ziemią, dostosowują się do ciężkich warunków. Wciągają opisy fledżowych snów – wizji, wywoływanych przez narkotyk, będących swego rodzaju wędrówką duszy. Zdecydowana część powieści toczy się jednak na powierzchni, i również tutaj barbarzyński świat jest interesujący. Wulgarny i dosadny język, bezpardonowe sceny rzezi czy erotyczne opisy całkowicie pasują do klimatu krainy, jednak ze względu na duży stopień brutalności, nie polecam tej książki młodszym czytelnikom. Widać doskonale, iż autor specjalizuje się w horrorze, co do tego nie miałam żadnych wątpliwości od pierwszej strony książki.
Obawiałam się, że Zmrok Tima Lebbona, będzie sztampową, powielającą schematy, mroczną powieścią fantasy dla młodzieży. Okazało się, że Lebbon, na kanwie oklepanych pomysłów i motywów, stworzył jednak coś nowego i świeżego. Do ostatniej strony nie możemy być pewni, jakie rozwiązania zafunduje nam autor, a i samo zakończenie jest naprawdę mocne i nieprzewidywalne. Jeśli macie dość książek o Dziecku, Które Musi Uratować Świat, to... koniecznie sięgnijcie po Lebbona. Na pewno Was zaskoczy. Dla takiego zakończenia, nawet jeśli jest to tylko zakończenie pierwszego tomu, warto się nieraz przemęczyć nad dłużyznami, których w książce nie brakuje.
Książkę polecam tym czytelnikom, którzy mają dość irytujących i niezniszczalnych bohaterów, a lubią dark fantasy.
Dziękuję wydawnictwu Amber za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Recenzja, jak zwykle, pojawiła się najpierw na portalu Fantasta
Brzmi interesująco. Nie czytałam jeszcze żadnej książki z gatunku dark fantasy (chyba), więc może zacznę właśnie od tej. Jeśli będzie w bibliotece, kiedyś:)
OdpowiedzUsuńFajna recenzja:)
Pomocna recenzja. Dzięku niej decyduje się na zakup. Dzięki.
OdpowiedzUsuńCzuję teraz taką wielką presję... :P
OdpowiedzUsuńTylko nie zrezygnujcie na początku, mi się początek nie podobał, a później naprawdę fajnie :)
Brzmi całkiem zachęcająco. Może i ja się zainteresuję... A może poczekam na kolejne tomy i sięgnę po ten dopiero kiedy się okaże, że cykl jest dobry. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Świetna recenzja! Na pewno kupię książkę.
OdpowiedzUsuńSuper ksiazka wlasnie skonczylem czytac i wzialem sie za 2 czesc ''Swit'' pochlonela mnie bez reszty goraco polecam.
OdpowiedzUsuńKupiłem Zmrok jako pierwszą księgę sagi ale nigdzie nie mogę znaleźć informacji jakie są dalsze części sagi.Kupiłem również Świt ale nie ma informacji czy to dalsza część sagi czy odrębna powieść, czy ktoś orientuje się lepiej w twórczości Lebbona ?
OdpowiedzUsuń