wtorek, 29 czerwca 2010

Infekcja, Scott Sigler - recenzja dla portalu Fantasta

Znacie to drażniące uczucie swędzenia, gdy zostaniecie ugryzieni przez komara? Trudno być wtedy na tyle opanowanym, by choć trochę nie drapać podrażnionego miejsca. A co, jeśli swędzenie jest tak okropne, że jesteście w stanie rozdrapywać to miejsce do krwi, rozrywać skórę paznokciami tylko po to, by uczucie zniknęło? A jeśli powiem Wam, że takie swędzenie powodują tajemnicze Trójkąty, które zaczynają żyć pod Waszą skórą? Naprawdę żyć – słyszycie ich głosy w głowie, czujecie ich ruch, ich wzrost, karmicie je, by samemu nie umrzeć z głodu. Zaczynacie z nimi rozmawiać. Mówią Wam o Żołnierzach, którzy przyjdą Was zlikwidować, wiedzą, że Wasi bliscy podsłuchują, że w każdej chwili mogą Was wydać. Że nie ma takiego miejsca na ziemi, gdzie moglibyście być bezpieczni. Bo każdy jest dla Was wrogiem. Jedynym wyjściem jest więc pozbycie się donosicieli i konfidentów, pozbycie się wrogów. Teraz!
Ale uczucie swędzenia i bólu nie znika. Mózg zaczyna odmawiać posłuszeństwa. Już sami nie wiecie które głosy należą do Trójkątów, które reprezentują Wasze myśli. Kiedy już wymordujecie bliskich i nadal nie znajdziecie spokoju okaże się, że organizmy pod Waszą skórą chcą się wykluć. Czy można zrobić coś innego, niż podpalić dom, odrąbać sobie kończyny i strzelić w łeb? Bo inaczej to się nie skończy?
Przerażające, prawda?

Infekcja jest drukowanym debiutem Scotta Siglera. Łączy w sobie elementy horroru, thrillera, science fiction i powieści psychologicznej. Fabuła oparta została na walce z tajemniczą infekcją, odkrytą w wyniku analizy serii brutalnych morderstw i samobójstw w Stanach Zjednoczonych. Część z nich łączy wspólny czynnik – ofiary wspominają o Trójkątach, zaczynają mieć skłonności psychopatyczne, rozwija się w nich niekontrolowana agresja. Trójkąty okazują się czymś, w rodzaju pasożyta, który żeruje pod skórą żywiciela. Śledztwem (oczywiście ściśle tajnym) zajmuje się Dew Philips, agent rządowy, który podczas jednej z akcji stracił partnera. W badaniu infekcji towarzyszy mu Margaret Montoya przekonana, że sprawa dotyczy bioterroryzmu. Równolegle śledzimy losy Perry`ego Dawseya, dotkniętego infekcją i zwalczającego ją (dość brutalnie) na własną rękę.

Pomysł na powieść jest świetny. Kiedy usłyszałam o koncepcji, wiedziałam, że muszę przeczytać tę książkę. Walka z żyjącym pod skórą pasożytem, stany psychozy, rządowe śledztwo – brzmi rewelacyjnie. I w zasadzie od pierwszej strony Sigler przywalił czytelnikowi łopatą w łeb. Książka zaczyna się mocno i okrutnie, zapowiada jeszcze straszniejszy środek. Ale później to już bywa niestety różnie. Wielkie wrażenie wywarły na mnie opisy dotyczące Perry`ego. Ten facet naprawdę ma jaja i potrafi znieść niewyobrażalnie dużo, tylko po to, aby pozbyć się infekcji. Z czasem jednak i jego umysł zaczyna płatać figle. Najmocniejszą stroną książki okazały się właśnie opisy narastającej paranoi u Perry`ego, jego przemiany, determinacja, małe zwycięstwa okupione gigantyczną ilością krwi (głównie własnej – odruchy wymiotne gwarantowane) i porażki, gdy poddawał się infekcji i pozwalał na manipulowanie swoją osobą. Nasz strach zaczyna jednak nieco znikać, gdy Perry rozpocznie dialog z Trójkątami. Z jednej strony wiemy, że to śmiercionośne pasożyty, doprowadzające ludzi do obłędu, z drugiej ich nauka mówienia, problemy z gramatyką, krzyki... cóż, wywołują tylko lekki uśmieszek. Być może był to zamiar autora – swego rodzaju paradoks, dzięki któremu czytelnik traktuje infekcję bardziej swojsko i ludzko, by zaraz przekonać się o błędnym osądzie. Nie do końca przekonał mnie jednak ten zabieg.

Ważnym elementem powieści są opisy procesów biologicznych, jakie towarzyszą rozwojowi pasożytów. Z punktu widzenia laika mogę jedynie chylić czoła przed wiedzą autora, podaną w sposób zrozumiały i przystępny. Bałam się, że elementy badań, ze względu na brak wiedzy, mogą mnie znużyć, ale nie było ich w książce zbyt wiele. Czytałam je więc z zainteresowaniem.

Wydawca przyrównuje Siglera do Kinga. Cóż, niewątpliwie sposób zarysowania portretów psychologicznych bohaterów nasuwa takie właśnie skojarzenie. Ale u Kinga napięcie towarzyszące lekturze narasta powoli po to, by wybuchnąć z cała mocą w finale. U Siglara od razu jest mocno, powieść łapie nas za gardło, ale później jakby zwalnia uścisk. Tego zresztą się obawiałam – jeśli początek jest bardzo mocny, to co zrobić, żeby zakończenie go przebiło? Sprawa niełatwa.

Książka ma naprawdę wiele zalet – ciekawi bohaterowie, dobry pomysł na fabułę, spora dawka elementów gore ale i psychologicznego niepokoju, sprawny język i szczypta humoru. Czyta się ją szybko, trzyma bowiem w napięciu i wciąga. Kto więc odpowie mi na pytanie, co w tak dobrze zapowiadającej się powieści robią kosmici?! Dlaczego nie rozwinięto nowatorskiego pomysłu bioterroryzmu? Dlaczego po raz kolejny kosmici szukają bramy, by dostać się na Ziemię i nią zawładnąć? Aż chciało by się gorzko zaśpiewać "ale to już było...". I to zbyt wiele razy, by manewr ten okazał się interesujący.

Infekcję polecam zdecydowanie fanom mocnej literatury. Wskazówka znajdująca się na okładce, by nie czytać książki tuż po posiłku może okazać się przydatna. Osoby o słabych nerwach, wrażliwe na epatowanie ohydą, czy bojące się krwi powinny trzymać się od niej z daleka. Z bardzo daleka.


Więcej o książce poczytacie oczywiście na portalu Fantasta.pl.

5 komentarzy:

  1. Hmmm... Brzmi jak rozwinięcie jednego z odcinków "Z archiwum X" (tego ze stacją arktyczną, akurat ostatnio miałam okazję obejrzeć), tam też były pasożyty powodujące skrajną agresję i ludzie, którzy najpierw zabijali się wzajemnie, a potem popełniali samobójstwo...

    I z tego co piszesz rozwiązanie w książce jest równie wydumane jak w serialu... Chyba jednak nie sięgnę, ale dzięki za recenzję. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. O proszę, nie widziałam! Czyli większy minus :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się chyba skuszę, podoba mi się Twój opis i lubię historie o badaniach, infekcjach, epidemiach... Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że Ci się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam tę książkę, nawet myślałem niedawno o lekturze, ale... czy to nie jest czasem jakaś pierwsza część? Tak coś mi się kołacze...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...