niedziela, 12 września 2010

Wyprawa czarownic, Terry Pratchett

Każda szanująca się młoda dama powinna przestrzegać kilku zasad:
Nigdy nie ufaj psu z pomarańczowymi brwiami.
Zawsze zapisuj nazwisko i adres młodego człowieka.
Nigdy nie stawaj między dwoma lustrami.
I zawsze noś absolutnie czystą bieliznę, codziennie, bo nigdy nie wiesz, czy nie przewróci cię i nie stratuje na śmierć spłoszony koń, a kiedy ludzie zobaczą, że masz na sobie brudną bieliznę, umrzesz ze wstydu.

Sprawa wygląda zupełnie inaczej w przypadku czarownic, które przecież doskonale znają dzień i godzinę swojej śmierci, mogą więc nosić taką bieliznę, jaką tylko chcą. Pratchett twierdzi, że to wiele wyjaśnia w kwestii czarownic.

Jestem wielką fanką humoru Terrego Pratchetta. Z jakiegoś wielkiego przeoczenia wynika fakt, że ten wspaniały autor nigdy jeszcze nie pojawił się na łamach tego bloga. Co nie zmienia faktu, że, poza kilka drobnymi wyjątkami, przeczytałam i kocham wszystkie jego książki. Już jakiś czas temu uzupełniłam listę o Wyprawę czarownic, powieść, która tak wciąga, że nie sposób się od niej oderwać.

Każdy wielbiciel Terrego Pratchetta zna dwie urocze starsze panie – babcię Weatherwax i nianię Ogg, i wie, że jest to duet wybuchowy. A teraz spróbujcie sobie wyobrazić, że babcia ma siostrę, czarownicę naturalnie, i w tym układzie to babcia jest tą dobrą. Już rozumiecie, że po Wyprawie czarownic można spodziewać się absolutnie wszystkiego?

Kocham opowieści. Nic dziwnego, że zakochałam się w opowieści o opowieściach. Okazuje się bowiem, że bajki po prostu się tworzą, czy tego chcemy czy nie. Pratchett zabiera nas w zwariowaną podróż po „zagranicznych krajach” (na szczęście niania Ogg jest znaną lingwistką) pełną zaskakujących przygód i dobrego humoru w towarzystwie wróżki chrzestnej, ba! dwóch wróżek, kota, kapłanki voodoo, i wielu dziwnych osobistości spotykanych po drodze. Do łez bawią listy i pocztówki, które niania będzie słała do domu, perypetie z miotłami, dialogi, które można by cytować, jeden po drugim. Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że w swojej powieści Pratchett umieścił bardzo wiele odniesień do znanych bajek. Czasem trzeba się nieźle nagłowić, aby odkryć wszystkie aluzje i nawiązania. Prawdziwa uczta czytelnicza!

A tak naprawdę o co chodzi? Oczywiście o uratowanie księżniczki.

Każdy fan Pratchetta będzie usatysfakcjonowany. Każdy fan serii o wiedźmach – zachwycony. Polecam wszystkim, starszym i młodszym, wielbicielom angielskiego humoru, miłośnikom fantastyki, każdemu, kto po prostu lubi czytać. Emocje gwarantowane!

Uwaga! Nie czytać w miejscach publicznych. Rechot nad książką może sprawić, że osoby z Waszego otoczenia, zaczną się Wam dziwnie przyglądać.

4 komentarze:

  1. Bardzo lubię humor Pratchetta. A cykl o wiedźmach jest chyba najlepszy w całym cyklu o Dysku. Chociaż to naturalnie indywidualna kwestia każdego czytelnika. Tej części akurat nie czytałem, ale ta kapłanka voodoo bardzo zaciekawia. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pratchetta lubię bardzo, natomiast po "Trzech wiedźmach" byłam bardzo rozczarowana czarownicami. Na szczęście w moje łapki trafiła "Wyprawa czarownic", co przywróciło mi wiarę w urok osobisty tych trzech dam (jak mogłaś w recenzji nie wspomnieć o Magrat?;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jestem wielką fanką humoru Pratchetta. Wydaje mi się jednak, że ten autor często wplata w tekst(y) bardzo gorzkie sceny, czasami nawet miałam łzy w oczach (vide scena, w której babcia gra ze Śmiercią w karty, a stawką w grze jest życie dziecka).
    Jednak na dłuższą metę jego powieści mnie męczą, muszę przyznać. Stąd też nie zamierzam w najbliższych latach sięgać po nie.
    Pozdrawiam ciepło,
    kasjeusz

    OdpowiedzUsuń
  4. Cho o autorze wiele słyszałam to o tej książce nic. Myślę, że może kiedyś jak znajdę ją w bibliotece lub u znajomych an półce z chęcią i ciekawością po nią sięgnę ;).

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...